Róża jako kwiat, jako roślina była przedmiotem zachwytu i uniesień od wielu wieków. W artykule pt. „Róża La France w doniczce i w gruncie” zamieszczonym w „Ogrodniku Polskim” z roku 1895 przeczytać można następującą opinię na temat róż: „Wiele określeń prawdziwych, przez częste użycie staje się banalnemi; temu losowi uległa też nazwa, którą wielbiciele określili różę: Królowa kwiatów! Ten wyraz uwielbienia użyty i nadużyty, jest jednak mimo swej banalności prawdziwym i nieprzesadzonym hołdem, złożonym najpiękniejszemu z kwiatów.”
Wielbiciele róż w XIX w. ubolewali, że nie można się nimi cieszyć przez cały rok, ponieważ ich wegetacja tak naprawdę kończyła się wraz z nadejściem zimy. Sprowadzano co prawda te cudowne kwiaty z południa, jednak należało to w tym czasie raczej do rzadkości.
Dopiero moda zmusiła hodowców, ogrodników i kwiaciarzy do zwrócenia uwagi na róże, szczególnie odmianę ‚La France’.
Początkowo toalety pań zdobiono sztucznymi kwiatami; jedyną żywą rośliną była wówczas kamelia. Rozwój kwiaciarstwa dekoracyjnego sprawił, że szczęśliwe warszawianki bez problemu mogły nabywać wiązanki i girlandy tworzone do zdobienia sukien, a mieszkanki wsi zmuszone były obserwować to z zazdrością.
Najpiękniejsze sale w arystokratycznych pałacach kipiały od mnogości kwiecia – tam oczywiście królowała wszechwładna róża. Wiele jej odmian sprowadzano z cieplejszych krajów, wiele też uprawiano w specjalnie zbudowanych do tego celu cieplarniach.
Ale i na wsiach z biegiem czasu można było znaleźć w oknach chłopskich chałup róże kwitnące w zimie (jako sadzonki ukorzenione w doniczkach pod szkłem)… cdn.