Marnix Bakker – w poszukiwaniu ideału

Marnix Bakker – w poszukiwaniu ideału

Read in English

Kordes, Tantau, Austin, Meilland i inni hodowcy o wielkim i uznanym dorobku sławni są bezsprzecznie na całym świecie. Rozponajemy ich róże, poszukujemy ich i z dumą sadzimy w ogrodzie, ciesząc się z najnowszej odmiany.

Ale nie tylko do nich należy różany świat. Jest jeszcze olbrzymia grupa hodowców amatorów, zajmujących się różami po pracy, na emeryturze, w weekendy…, w wolnych chwilach, które znajdą w dzisiejszym zabieganym świecie. Mają oni swoje programy hodowlane i realizują własne cele. Gdzieś w zaciszu ogrodowym ukrywają wspaniałe, oryginalne róże, bowiem nie zawsze dysponują siłą przebicia lub chęcią, by je zaprezentować szerszej publiczności. Czasem ich róże są przypadkiem odkrywane przez profesjonalistów i wprowadzane na rynek. Ale ci hodowcy bardzo często zajmują się różami tylko dla własnej satysfakcji, a efekty ich pracy można podziwiać tylko w ich ogrodzie. Sposobów działania z tymi pięknymi roślinami jest zatem mnóstwo, a amatorów z pędzelkiem i etykietkami jeszcze więcej.

Jednym z takich wielkich pasjonatów różanego świata jest hodowca amator z Holandii – Marnix Bakker. Marnix ma 47 lat i jak sam o sobie mówi, jest “hobbystycznym hodowcą”. Ukończył szkołę ogrodniczą i studiował biologię. Od 20 lat pracuje jednak w służbie zdrowia, a po pracy zajmuje się swoją ogrodniczo-hodowlaną pasją. Napisał na naszą prośbę kilka słów o sobie. Zapraszamy do lektury! Przeczytajcie, bowiem każdy z Was może zająć się hodowlą w zaciszu własnego ogrodu!

Marnix Bakker

To jest historia o pasji krzyżowania róż… Przez całe swoje życie uwielbiałem róże. Myślę, że ta miłość wynikała z oczarowania ich zapachem, również z odkrywania tajemnic i opowieści, które często towarzyszą wielu odmianom róż. Tworzą one mianowicie kontrast ze światem, który mnie otacza i który jest coraz bardziej zorganizowany i ucywilizowany, a ja uwielbiam naturalne dzikie róże, szczególnie gatunki i kultywary grupy róż gęstokolczastych – pimpinellifolia (Rosa spinosissima, R. sericea, R. hugonis, R. kokanica…). Chociaż nie ukrywam, że poza dzikimi gatunkami moją uwagę przykuwają też kwiaty róż wielkokwiatowych, tylko że… nie znoszę budowy ich krzewów. Wyglądają jak róże cięte – długie, nawet metrowe, proste pędy i duże liście. Są za wielkie dla mnie i za bardzo błyszczące, abym mógł je uwielbiać. Kwiaty mieszańców herbatnich (róż wielkokwiatowych) wyglądają znacznie lepiej na swoich pnących mutacjach,  np. ‘Crimson Glory Climbing’ prezentuje się jako dużo ładniejszy krzew niż jej oryginał ‘Crimson Glory’. Wersja pnąca w moim ogrodzie traktowana jest jako główny krzew owocowy, ma dwa metry wysokości i szerokości. Ale cudownie pachnąca odmiana ‘Étoile de Hollande Climbing’ wcale już nie jest taka urodziwa jako krzew i nie daje się prowadzić tak jak wspomniana ‘Crimson Glory Climbing’. Muszę jednak przyznać, że ‘Crimson Glory Clg’ nie ma tej oszałamiającej, cudownej elegancji, jaką może się pochwalić doskonała róża wielkokwiatowa w wersji pnącej – ‘Lady Hillingdon Climbing’. Czy możliwe jest więc stworzyć różę o tak wspaniałych kwiatach jak ona, ale na krzewie dzikiej odmiany z grupy pimpinellifolia? To było dla mnie wyzwanie i początek przygody z krzyżowaniem i wysiewaniem nasion w zaciszu domowym.

Od niemalże 20 lat pracuję z siewkami róż, ale pierwsze nasiona zaczęły kiełkować dopiero po 3 latach mojej cierpliwości. Teraz jestem znacznie szybszy: krzyżówki róży czteropłatkowej (Rosa sericea), które zrobiłem wiosną 2018 roku, już miały wybarwione owoce w lipcu tego samego roku. Po 10 tygodniach w lodówce pierwsze trzy zaczęły kiełkować już we wrześniu.

W moim przypadku mogę krzyżować to, na co mam ochotę. To moje hobby i nikt mi za moją pracę nie płaci, oczekując konkretnych kształtów czy kolorów. Nie mam zbyt wielu zachowanych siewek, nie wszystkie są przecież interesujące. Posiadałem kilka ciekawych krzyżówek z odmianą ‘Pteracantha’, ale okazały się chorowite i bez wigoru. Nie przeżyły próby czasu. Ale to mnie jednak nie zniechęca, wciąż próbuję rzadkich krzyżówek. W moim przypadku szansa na uzyskanie wspaniałej róży jest bardzo niska, ale jeśli uda mi się stworzyć zdrową odmianę, to już będzie na pewno wyjątkowa. Nie chcę tworzyć po prostu czerwonej róży numer 321, która niczym się nie wyróżni od tych wszystkich, jakie znajdziemy w kwiaciarniach i w szkółkach. Przez te wszystkie lata tylko jedna róża z mojej hodowli została poddana testom polowym w szkółce biologicznej “De Bierkreek”. To mchowa róża pomarszczona, nazwana ‘Rugged Moss’, a imię doskonale odzwierciedla jej charakter. Jest zdrowa, kwitnie latem i doskonale nadaje się na miejsca o chłodniejszym klimacie. Przetrwała bardzo ciężką zimę w lutym 2012 roku, stojąc na zewnątrz – w doniczce(!), bez żadnego okrycia.

‚Rugged Moss’

Zamierzam dalej prowadzić poszukiwania wśród siewek róży gęstokolczasej (Rosa pimpinelifolia), chociaż jeszcze nie natrafiłem na taką, żeby krzyknąć: “Wow!”. Niemniej jestem dumny z siewek, których matką jest ‘Mon Amie Claire’, ponieważ uzyskanie nasion z tej odmiany jest bardzo trudne, a jeśli już się uda, to nasion jest bardzo niewiele i niewielki ich procent kiełkuje.

Jaka róża jest dla mnie idealna? Myślę, że musi być ona przede wszystkim zdrowa, pełna elegancji róży szkockiej (inna nazwa Rosa pimpinelifolia), z dobrze rozgałęzionymi pędami i cienkimi, przypominającym paprocie liśćmi. Powinna powtarzać kwitnienie, a zapach ma przypominać wczesne róże piżmowe Pembertona. Lubię kwiaty półpełne, które obsypują krzew i sprawiają wrażenie namalowanych akwarelami – szczególnie tymi o odcieniach brzoskwiniowych, koralowych i łososiowych. Nie jestem miłośnikiem mocnych barw, raczej lubię kwiaty, które przyciągają wzrok swoimi słupkami i pręcikami, takie jak: ‘Basye’s Purple’, ‘Sweet Pretty’, ‘Odyssey’, ‘Golden Showers’ czy ‘Jacqueline du Pré’.